Zapraszamy na relację z naszej tygodniowej wyprawy motocyklowej po malowniczej Czarnogórze!
W październiku 2024 mieszkaliśmy w miejscowości Nikšić, skąd codziennie, przez sześć dni, ruszaliśmy na nowe trasy o długości od 70 do 250 km. Każdego dnia odkrywaliśmy inne zakątki tego niesamowitego kraju, pokonując setki kilometrów krętych, górskich dróg i ciesząc się oszałamiającymi widokami.
Zaplanowaliśmy 6 tras ze stałym punktem noclegu w miejscowowości Niksić.
1. Dzień 1 - Zatoka Kotorska - 200 km
2, Dzień 2 - Pluzine i Durmitor - 160 km
3. Dzień 3 - Podgorica i Szutry - 230 km
4. Dzień 4 - jezioro Kapetanovo - 70 km
5. Dzień 5 - Zabljak, Tara, Durmitor - 250 km
6. Dzień 6 - Kanion rzeki Komarnicy - 130 km
W tym roku na jesienną wyprawę motocyklową wybraliśmy Czarnogórę – mały, górzysty kraj o wielkości porównywalnej do polskiego województwa, zamieszkany przez około 600 tysięcy osób.
Jak zawsze, przygotowania zaczęliśmy od zbierania informacji online. Przeglądaliśmy kanały YouTube, blogi i strony turystyczne, ale kluczowe były dla nas mapy. Oprócz Google Maps, często korzystamy z mapy.cz, które tym razem były podstawą planowania trasy.
Organizacją logistyczną zająłem się osobiście. Ze względu na dużą odległość (ok. 1800 km ze Starogardu do Czarnogóry), postanowiliśmy przewieźć motocykle na przyczepie. Dzięki temu mogliśmy dotrzeć na miejsce w ciągu jednego dnia, maksymalnie 24 godzin. Zdecydowaliśmy też, że zamieszkamy w jednym miejscu, a stamtąd będziemy codziennie wyruszać w różne części kraju. Naszą bazą wypadową został Nikšić – miejscowość położona w samym sercu Czarnogóry.
Taki układ pozwolił nam zaplanować sześć tras o długości od 100 do 270 km, każda w formie pętli. Dzięki temu mogliśmy objechać i zobaczyć niemal cały kraj, bez konieczności ciągłego zmieniania miejsca pobytu.
Nasza wyprawa liczyła trzy osoby. Aleksandra ruszyła na swojej Hondzie CB500X, jej tata Lech dosiadał potężnego BMW GS 1250, a ja jechałem na Benelli TRK 502X. Tata Aleksandry to prawdziwy weteran – jeździ na motocyklu już od ponad 40 lat. My z Aleksandrą dopiero zaczynamy naszą motocyklową przygodę, bo jeździmy zaledwie od dwóch la i to tylko "wokoło komina". Mimo mniejszego doświadczenia, pełni entuzjazmu, liczyliśmy, że poradzimy sobie z wyzwaniami, jakie nas czekają.
Wyruszamy ze Starogardu w niedzielę, 6 października 2024 r., późnym popołudniem. Naszym celem jest dotarcie do Czarnogóry w poniedziałkowe popołudnie, po pokonaniu 1720 km. Trasa prowadzi przez sześć krajów: Polskę, Czechy, Słowację, Węgry, Chorwację, Bośnię i Czarnogórę. Winiety na Czechy, Słowację i Węgry kupujemy wcześniej przez internet, żeby zaoszczędzić czas na trasie.
Aleksandra znalazła apartament na obrzeżach Nikšić. Jest przestronny, cena przystępna, a co najważniejsze – posiada duży, ogrodzony parking, idealny na nasze motocykle.
HARMONOGRAM
6-7 października - podróż do Czarnogóry
8-13 października - codzienne wyprawy motocyklowe po kraju.
14-15 października - powrót do Polski.
Jedziemy we trójkę, więc musimy zabrać trzy motocykle. Dwa z nich ładujemy do przyczepy, a trzeci – BMW – trafia na pakę naszego Renault Mastera. To duży samochód, więc spokojnie zmieścił się tam również cały nasz bagaż i zapasy jedzenia. Dodatkowo zamontowaliśmy w aucie łóżko, żeby w razie potrzeby można było się przespać w trakcie podróży.
Aleksandra zadbała o przygotowanie jedzenia na całą wyprawę – zrobiła kilka słoików z posiłkami, co okazało się świetnym pomysłem. Dzięki temu gotowanie na miejscu sprowadzało się jedynie do podgrzania gotowych dań, co bardzo ułatwiło nam życie.
Wyruszyliśmy w niedzielę, około 18:00. Większość trasy przebiegała autostradami, co było szybsze i bezpieczniejsze, choć ostatnie odcinki w Bośni były dla nas niewiadomą. Mapy.cz sugerowały dwie opcje: krótsza, przez Czechy, Słowację, Węgry, Chorwację, Bośnię i Czarnogórę (1720 km), i dłuższa przez Austrię, Słowenię i Chorwację (1860 km). Wybraliśmy krótszą trasę, ale wracaliśmy tą dłuższą, która okazała się znacznie lepsza jakościowo.
Wszyscy mieliśmy prawo jazdy, więc planowaliśmy jechać na zmianę. Jedna osoba prowadziła, druga wspierała jako pilot, a trzecia odpoczywała z tyłu. Zatrzymywaliśmy się tylko na tankowanie i krótkie przerwy. Choć Google przewidywało 18 godzin jazdy, zajęło nam to 23 godziny. Powód? Jechaliśmy z przyczepą nieco wolniej, a do tego kilka dodatkowych postojów i kiepskie drogi w Bośni znacznie wydłużyły czas. Drogi w Bośni były w złym stanie – dziurawe, wąskie, a na górskich serpentynach, szczególnie z przyczepą, podróż była naprawdę wyzwaniem.
Na granicę Bośni i Czarnogóry w Šćepan Polje prowadziła wąska, kręta droga, gdzie po krótkim postoju na przejściu granicznym, wjechaliśmy do Czarnogóry. Pierwsze wrażenie było niesamowite! Granicę przekracza się wąskim, drewnianym mostem nad kanionem rzeki Tara, co od razu wprawiło nas w zachwyt. Z uśmiechem na twarzy ruszyliśmy dalej – po drugiej stronie asfalt stał się gładki, a droga szersza.
Do Nikšić pozostało nam 85 km. Droga wiodła przez zapierający dech w piersiach kanion rzeki Piva, pełna tuneli, zakrętów i niesamowitych widoków. Jeśli reszta Czarnogóry okaże się choć w połowie tak piękna, jak te pierwsze kilometry, wiedzieliśmy, że była to świetna decyzja! Lech, który początkowo sceptycznie podchodził do tak dalekiej podróży, po tych pierwszych widokach od razu zmienił zdanie.
Za miejscowością Plužine, droga zrobiła się jeszcze szersza. Szeroka E762, wijąca się łagodnymi zakrętami, z widokami na okoliczne góry i wioski, zaprowadziła nas prosto do Nikšić – naszej bazy wypadowej.
Aleksandra znalazła dla nas świetny nocleg na Bookingu – Apartmani Stanisic Niksic. Szukaliśmy miejsca, w którym moglibyśmy spędzić całe 7 dni, i to miejsce okazało się strzałem w dziesiątkę. To duży budynek z kilkunastoma pokojami, głównie dla lokalnych pracowników, ale nam trafił się przestronny apartament z osobnym wejściem. Mieliśmy do dyspozycji duży pokój z trzema łóżkami, aneksem kuchennym oraz łazienką – idealnie pasujący do naszych potrzeb.
Jedną z głównych zalet była przestrzeń wokół budynku – duży, ogrodzony teren, gdzie mogliśmy bez problemu zaparkować auto z przyczepą. Na nasze motocykle właściciele znaleźli nawet garaż! Byli niesamowicie sympatyczni, pomocni i bezproblemowi. A cena? 180 euro za 7 nocy dla trzech osób – to był prawdziwy hit!
Spędziliśmy tam 7 cudownych dni. Gospodarze zawsze witali nas po powrocie z wypraw i raczyli opowieściami ze swojego życia, które były naprawdę fascynujące. Ale przecież nie przyjechaliśmy tu, by wylegiwać się w apartamencie, tylko odkrywać Czarnogórę na motocyklach.
Nasz 10-dniowy wyjazd, w tym 7 dni spędzonych w Czarnogórze, kosztował około 2200 zł na osobę. Prawie połowę tej kwoty pochłonęły koszty podróży – paliwo, winiety i opłaty za autostrady. Pozostała część to wydatki na nocleg, wyżywienie, pamiątki i drobne zakupy.
Biorąc pod uwagę ilość wrażeń i pięknych miejsc, które zobaczyliśmy, uważamy, że była to naprawdę niewielka kwota za tak wyjątkową przygodę.
Czarnogóra bardzo nas zachwyciła. To niewielki, górzysty kraj z dostępem do morza, pełen jezior i przepięknych rzek. Przyroda i widoki są niesamowite, a do tego kraj nie jest zadeptany przez turystów. W wielu miejscach mieliśmy naturę niemal tylko dla siebie. Jeśli szukacie zabytków, polecamy kilka miejscowości: Kotor, Tivat, Budva, Podgorica – tam spotkacie większy ruch turystyczny. Jednak na górskich, krętych drogach możecie natrafić co najwyżej na samotnego motocyklistę lub turystę pieszo.
Są tu również typowo turystyczne miejsca, jak Zabljak, gdzie zimą możecie szusować po stokach, a latem wędrować po górach Durmitoru. Dla miłośników adrenaliny polecamy rafting lub zjazdy linowe wzdłuż rzeki Tara, zwłaszcza w miejscowości Đurđevića, gdzie znajduje się monumentalny most nad rzeką Tara.
Ludzie w Czarnogórze są niezwykle otwarci i życzliwi. Zaskoczyli nas swoją gotowością do pomocy, nie oczekując nic w zamian. Na przykład, w myjni umyto nam motocykle i nie chciano za to pieniędzy!
Choć Czarnogóra nie jest w Unii Europejskiej, walutą jest tu euro. Ceny są nieco niższe niż w Polsce, a jedzenie bardzo smaczne. Na trasie warto spróbować lokalnych dań, szczególnie w restauracjach, gdzie przesiadują miejscowi – najczęściej przy kawie lub szklaneczce rakiji.
Większość dróg w kraju jest w doskonałym stanie, co tylko ułatwia podróżowanie i podziwianie tego wyjątkowego miejsca.
Do planowania naszych jednodniowych tras idealnie sprawdziły się mapy.cz. To świetne narzędzie do nawigacji, szczególnie w trybie mapy turystycznej, gdzie widać wszystkie ścieżki i drogi. Jednym z wyzwań było rozróżnienie, które z dróg są asfaltowe, a które szutrowe. Na szczęście, mapy.cz radzą sobie z tym znakomicie – na ponad 1000 km zaplanowanych tras, tylko jeden odcinek, około 20 km, okazał się szutrowy, mimo że na mapie wyglądał na asfaltowy.
Niestety, ten odcinek nas pokonał. Droga prowadziła przez pasmo górskie, początkowo asfaltowa, ale z czasem zmieniła się w szutrową, a potem w kamienistą górską ścieżkę. Na wysokości 1450 m, po kilku przewrotkach motocykli i zapadających ciemnościach, postanowiliśmy zawrócić. Padający deszcz utwierdził nas w przekonaniu, że była to dobra decyzja.
Ta przygoda nauczyła nas kilku rzeczy:
Zawsze bądź przygotowany – teraz wiemy, co trzeba mieć na motocyklu. Oczywiście mieliśmy apteczkę, latarki, linki, nieprzemakalne stroje i dużo wody, ale zabrakło nam kalorii! Następnym razem na pewno zabierzemy żelazny zapas batoników i czekolady. Nasza 6-godzinna wycieczka zamieniła się w 12-godzinną, więc warto być przygotowanym na każdą ewentualność.
Nie ryzykuj – jeśli widzisz, że warunki na drodze się pogarszają, nie zakładaj, że za chwilę będzie lepiej. Przygotuj się na najgorsze i dostosuj decyzje do sytuacji.
Na szczęście, to była jedyna nietrafiona trasa. Pozostałe 980 km okazało się być wąskimi, krętymi asfaltami, które doprowadziły nas do niezwykłych miejsc w Czarnogórze. Trasy zaplanowaliśmy jeszcze w Polsce, a na miejscu wprowadziliśmy jedynie drobne poprawki, głównie ze względu na pogodę.
Mapy.cz mają jeszcze jedną ogromną zaletę – można je pobrać offline na telefon i uniknąć korzystania z danych komórkowych. Czarnogóra nie jest w Unii, więc roaming bywa kosztowny. Alternatywą jest zakup lokalnej karty SIM, która kosztuje około 15 euro i dostępna jest w każdym kiosku. Tak, te stare poczciwe kioski nadal tu są – można kupić gazetę, papierosy i karty telefoniczne.
Dzięki wgranym mapom i opcji udostępniania tras, podróżowaliśmy razem, a każdy na swoim telefonie miał nawigację. Zmiana trasy była automatycznie widoczna u wszystkich. Jak wyglądały nasze zaplanowane trasy, zobaczycie na zdjęciach, a teraz zapraszamy do relacji z każdego dnia naszej wyprawy!